Sens seksu może się wydawać oczywisty, ale z ewolucyjnego punktu widzenia korzyści płynące z seksualnej reprodukcji nie są już tak wyraziste. Samce chrząszcza znanego jako rohatyniec dwurożny rosną do ogromnych rozmiarów, a wraz z ich rozwojem kształtują się u nich raczej mało wygodne rogi o długości połowy ich ciała, które wykorzystują w walkach o samicę. Cudowronki natomiast starając się o swoją drugą połówkę produkują specyficzne upierzenie. Takimi cechami poszczególnych gatunków interesował się Darwin, ponieważ jego teoria ewolucji nie do końca je wyjaśniała. Jak sam napisał niegdyś w liście do swojego przyjaciela, „Widok piór na ogonie pawia, kiedykolwiek bym na nie nie patrzył, przyprawia mnie o mdłości!”.

Co więcej, seks pozwala niezwiązanym i często „podwładnym” w hierarchii partnerom na zaimplementowanie w następne pokolenie połowy swojego genomu. Dlaczego więc jest on tak uniwersalny w świecie zwierząt, roślin i grzybów? Czy naturalna selekcja nie powinna po prostu sprawić, żeby zwierzęta same się klonowały?

I tak i nie. Wiele zwierząt ma taką zdolność – niektóre morskie anemony mogą wytwarzać z obu stron swojego ciała identyczne bliźnięta. Mszyce, pszczoły i mrówki reprodukują się aseksualnie. Dziewiczy poród czasami występuje też wśród rekinów młotowatych, indyków, boa dusicieli czy waranów z Komodo. Niemniej prawie wszystkie te zwierzęta w którymś momencie swojego życia kuszą się na stosunek seksualny w swojej najczystszej postaci.

Niektórzy biologowie uważają, że o ewolucyjnych korzyściach z seksu można mówić dzięki genetycznym zmianom zachodzącym podczas mejozy, rozdzielającego komórki procesu, którego rezultatem jest powstanie nowych komórek jajowych i nasienia. W trakcie tego procesu kombinacje poszczególnych genów rodziców rekonfigurują się w nowe układy tworzące nowe kombinacje, które w efekcie mogą okazać się dla rodziny korzystne pod względem dostosowywania się do otaczającego środowiska.

Jednak jest takie zwierzę, które ma się dobrze w ogóle bez kopulacji. Wrotki z grupy Bdelloidea zamieszkują większość zbiorników ze świeżą wodą, mierzą mniej niż pół milimetra, zawierają raptem około tysiąca komórek i żyją od 80 milionów lat. Reprezentanci obu płci niemal 400 opisanych gatunków funkcjonują w zupełniej izolacji od siebie. Wrotki składają niezapłodnione jaja, które z czasem stają się w pełni płodnymi potomkami. W czym tkwi ich sekret?

Matthew Meselson, profesor biologii na Harwardzie, wraz ze swoją grupą naukowców spędził kilka ostatnich lat na badaniach molekularnej genetyki wrotków Bdelloidea. Absolwent profesora, Eugene Gladyshev, wystawiając je na ekstremalnie wysoki poziom promieniowania jonizującego – proces wywołujący setki fizycznych pęknięć we włóknach DNA – udowodnił, że istoty te mogą odbudować swój genom od zera. Cecha ta jest unikalna w świecie zwierząt. Ale ostatnio Meselson i Gladyshev dokonali jeszcze bardziej zaskakującego odkrycia: wrotki mają w swoich chromosomach obce DNA z bakterii i grzybów, co stanowi świetny sposób na utrzymanie genetycznej oddzielności.

Pomyśleć tylko, jak bogata w pomysły jest natura, a człowiek utknął z potrzebą uprawiania seksu…