Nieznana Łotwa

W Polsce niewiele uwagi poświęca się krajom bałtyckim. A poziom zainteresowania może być mierzony w kilometrach. Czym dalej na północ od Suwałk, tym zainteresowanie polskich mediów analogowych czy elektronicznych (a także zwykłych ludzi) jest coraz mniejsze.

Tak więc o ile tematy Litwy w telewizji, radiu czy prasie są czasem poruszane – najczęściej jest to problem Polaków na Wileńszczyźnie traktowany wybiórczo i sezonowo, to tematyka Łotwy w Polsce pozostaje „terra incognita”. Odniosłem nawet wrażenie że w oczach „zwyczajnego zjadacza chleba” żyjącego w Warszawie państwa bałtyckie, choć nie tak odległe od Polski, są równie egzotyczne i nieznane co afrykańska Ghana. 

Jednak pomimo odległości jaka dzieli Baltikum i Polskę od setek lat blisko ze sobą sąsiadujemy. W sposób dosłowny – dziś istniejąca granica z Litwą i dawna historyczna już granica z Łotwą z okresu międzywojennego. Ponadto „sąsiadujemy” ze sobą w przestrzeni kulturowej i politycznej. Poza tym nasz region łączy pewna obiektywna wspólnota dziejów. 

Jednak zakładając optymistyczny wariant w którym „zwyczajny zjadacz chleba” „odkryję” Łotwę i postanowi wybrać się w podróż – to gdzie się wybierze ? 

Polskie biura turystyczne, jeżeli już proponują wyjazdy na Łotwę – to jest to bardzo ograniczona oferta. Najczęściej spotykamy się z tzw. „objazdówkami”, gdzie Łotwa, a dokładnie Ryga, jest traktowana jako krótki przystanek w trasie z Litwy do Estonii. W końcu kiedy uda nam się znaleźć ofertę wycieczki dotyczącą tylko Łotwy jest to zazwyczaj propozycja spędzenia kilku dni w Rydze i dogłębnej „penetracji” starówki. Ponadto są także dwa warianty „bogaty” i dla „ambitnych”. Pierwszy z nich zakłada jednodniowy „wypad” do oddalonego od Rygi o dwadzieściaparę kilometrów miasteczka Jurmała, które jest nadmorskim kurortem. Natomiast drugi wariant dla „ambitnych” zakłada podobnie kilkugodzinny wyjazd do Dyneburga (Daugavpils), by zobaczyć pamiątki związane z polsko-łotewską współpracą w 1920 roku (a także polskim dziedzictwem Łatgalii).

Jednak na Łotwie znajduje się jeszcze jeden region dość blisko związany z losami Rzeczypospolitej – Kurlandia (łot. Kurzeme). Nazwa ta pochodzi od dawnego plemienia Bałtów, którzy zamieszkiwali zachodnią część dzisiejszej Łotwy i okolice Kłajpedy. Ten zakątek „Pribałtyki”, jak i mniejszość polska zamieszkująca stolicę tego regionu, przez Polaków został dawno zapomniany. Mimo wszystko obszar ten przez około 200 lat znajdował się pod zwierzchnictwem Rzeczypospolitej. W 1562 roku Mistrz Zakonu Kawalerów Mieczowych Gothard Kettler pod wpływem zagrożenia ze strony sąsiadów zwrócił się do Króla Polskiego – Zygmunta Augusta z prośbą o protekcję. Kurlandia i Semigalia otrzymały status lenna, a dotychczasowy Wielki Mistrz przyjął tytuł księcia.

Nowe państwo miało swoją stolicę w Mitawie (obecnie: Jełgawa), a drugim najważniejszym miastem stała się Lipawa (prawa miejskie od 1625 r.), do dziś pozostająca stolicą Kurlandii.

Lipawa: mała Łotwa?

Lipawa jest dziś „trzecim” miastem na Łotwie pod względem ludności. Mieszka tam według oficjalnych statystyk około 82 tys. osób. Miasto to na przestrzeni swoich dziejów ulegało podobnie jak cały kraj różnym wpływom. W Lipawie jak i na całej Łotwie możemy dziś zobaczyć ślady pozostawione przez Polaków Niemców czy Rosjan ( te ostatnie są najbardziej odczuwalne.). W historii każdej z tych nacji Lipawa odgrywała jakąś rolę – do dziś możemy na ulicach zobaczyć tablice upamiętniające różne wydarzenia historycznie – takie jak pobyt w mieście cara Piotra I czy Immanuela Kanta. Dzięki tym wielu wpływom, jakie pozostały w przestrzeni miejskiej i ludziom, którzy zamieszkują to miasto można w makroskali zaobserwować dzisiejszy stosunek Łotyszy to swoich „sąsiadów”, którzy współtworzą dzisiejszą republikę łotewską

Polska Lipawa

O czym się nie często wspomina, Lipawa była związana dość bliskimi relacjami z losem państwa polskiego. O ile dziś już prawdopodobnie powszechnie wiadome jest, że Lipawa po II rozbiorze Rzeczypospolitej stała się jej jedynym oknem na świat, także o tym że mieszkańcy miasta i regionu czynnie brali udział w powstaniach – kościuszkowskim i styczniowym. Poza tym w mieście jest zadziwiająco dużo „akcentów polskich”. 

Spacer po „polskiej Lipawie” rozpocząć można od centrum miasta. Zaraz obok zabytkowych hal targowych (Petertirgus) znajduje się tam rzymskokatolicka katedra pod wezwaniem świętego Józefa. Po przekroczeniu progu świątyni na ścianach widoczne są tablice pamiątkowe z nazwiskami fundatorów kościoła. Okazuje się, że katedra pobudowana została dzięki funduszom zebranym przez szlachtę litewsko-polską na przełomie XIX i XX wieku. Także w ogrodzie okalającym katedrę znajduję się nagrobek dziekana diecezji lipawskiej – Kazimierza Sosnowskiego (zapisany po łotewsku jako Kazimirs Sosnovskis). Pochodzenie polsko brzmiącego nazwiska księdza dziekana potwierdza „opiekunka katedry” Pani zajmująca się Katedrą posiada polskie korzenie – na zadane pytanie skąd zna język polski odpowiedziała wymownie, że jej „rodzice byli Polakami”, jednocześnie unikając jasnej deklaracji. Od niej także możemy dowiedzieć się wielu rzeczy na temat historii katedry, jak i duchownych, którzy w niej pracowali w przeciągu ostatnich 100 lat. 

W stolicy Kurlandii znajduje się także oddział regionalny Związku Polaków na Łotwie, według obliczeń którego w mieście jest około 1200 mieszkańców (według oficjalnych statystyk państwowych 776 osób) polskiego pochodzenia. Polacy lipawscy w dużej mierze są potomkami emigrantów z terytorium Litwy. Pierwsza duża fala emigracji nastąpiła jeszcze w XIX wieku (chociaż Polacy prawdopodobnie już wcześniej zamieszkiwali miasto). Powodem były represje carskie po Powstaniu Styczniowym i nakaz nauki w języku rosyjskim. Przykładem takich emigrantów może być rodzina Narutowiczów. Bracia Narutowiczowie Gabriel (późniejszy prezydent) i Stanisław (sygnatariusz aktu niepodległości Litwy) spędzili swoje nastoletnie lata w Lipawie uczęszczając do lokalnego gimnazjum. Druga fala emigracji to czasy międzywojenne. Wtedy to do Lipawy z powodów ekonomicznych i politycznych napłynęła kolejna fala ludności, której potomkowie dziś tworzą trzon lokalnej społeczności polskiej. W dwudziestoleciu też powstała w stolicy Kurlandii polska organizacja społeczno-kulturalna, a także sportowa, które swoją działalność prowadziły do 1940 roku, kiedy to Łotwa utraciła niepodległość na rzecz ZSSR. Polacy lipawscy także aktywnie uczestniczyli w życiu Łotwy. Między innymi w oddziałach Oskara Kalpaka wyzwalających Łotwę w 1919 roku służyło kilku polskich oficerów. Za swoją służbę i odwagę nieliczni zostali uhonorowani orderem Lāčplēsisa (około 3 oficerów). Polska organizacja społeczna w Lipawie wznowiła swoją aktywność w kwietniu 1989 roku. Dziś „Związek” za główny cel stawia sobie zorganizowanie stałej siedziby i biblioteki polskiej.

Twierdza Kurlandia

Główny prospekt Rygi po którym przechadzają się codziennie setki turystów nosi nazwę „Brīvības iela” – ulica Wolności. Nikt z przechadzających się turystów nie zastanawia się że równie dobrze w ta ulica mogłaby się dziś nazywać – ulicą „Svobody”. Jest to związanie nie tylko z dziejami historycznymi całego kraju, ale także z tym że około połowa mieszkańców Rygi na co dzień używa języka rosyjskiego. Dzisiejsza Łotwa swoją „prawdziwą Brīvības iela” ma gdzieś w centrum stolicy zachodniej Kurlandii – Lipawie, gdzie mieści się swoista twierdza „ łotewskości”. 

Zachodnia Kurlandia dwa razy w XX wieku stała się niezdobytym fortem, gdzie zachowała się Łotwa niezależna (od wpływów rosyjskich). Pierwszy raz role „łotewskiej ostoi” odegrała na początku 1919 roku. Wtedy to czerwoni strzelcy pod politycznym przywódstwem Daniševskisa i Stučki zajęli 90% łotewskich terytoriów, ustanawiając „Socjalistyczną Radziecką Republikę Łotwy”. Poza kontrolą bolszewików pozostał mały skrawek ziemi obejmujący Lipawę i przyległe do niej Grobinę (dziś praktycznie jedno miasto) oraz Aizpute. Tutaj schronił się razem ze swoim rządem Kārlis Ulmanis – przyszły dyktator Republiki Łotewskiej. Umiejętnie lawirując między protektoratem niemiecko- bałtyckiej Landswhery (jedyna siła militarna w Kurlandii zdolna przeciwstawić się bolszewikom) a Floty Brytyjskiej stacjonującej w porcie udało mu się utrzymać swoją pozycje i przy pomocy łotewskich ochotników dowodzonych przez mjr. Oskara Kalpaksa razem z Niemcami rozpocząć wyzwalanie kraju. 

Drugi raz Kurlandia odegrała podobną rolę w czasie drugiej wojny światowej. Od października 1944 roku w Kurlandii znajdowało się około dwudziestu dywizji niemieckich razem z 3 sztabami armii, które miały jak najdłużej bronić swoich pozycji w tzw. „kotle kurlandzkim” lub „przyczółku kurlandzkim”. Wśród tych dywizji znajdował się też „Legion Łotewski” – przymusowa formacja stworzona przez Niemców jeszcze w 1943 roku. W jej skład wchodziły dwie dywizje sformowane z Łotyszy – 15 i 19 Dywizja Grenadierów SS. Jednak wielu Łotyszy ze względu na niechęć do ZSSR dobrowolnie zaciągało się w szeregi Legionu. Oddziały łotewskie wzięły udział w 6 bitwach obronnych w Kurlandii bardzo często walcząc na kluczowych odcinkach. Razem z kapitulacją Niemiec w maju 1945 roku broń złożyli obrońcy Kurlandii. Jednak cześć łotewskich legionistów, która uniknęła pojmania (Łotysze zostali zwolnieni z przysięgi wojskowej, więc nie musieli podporządkować się rozkazowi złożenia broni) przeszła do partyzantki tworząc oddziały tzw. Leśnych Braci walczących z administracją radziecką do końca lat pięćdziesiątych XX wieku.

Rosyjskiego nie słychać

Dziś Lipawa nadal pozostaje twierdzą, lecz nie w takim stricte militarnym sensie. Oczywiście znajduje się tutaj duża baza marynarki wojennej, jednak Lipawa według mnie wśród największych miast Łotwy pozostaje najbardziej łotewska. Podobnie jak w całym kraju znajduje się tu pewien odsetek mieszkańców rosyjskojęzycznych – około 37% (używających tego języka w domu). Nie jest to odsetek tak znaczny jak w Rydze czy co dopiero w Dyneburgu, gdzie rosyjskojęzyczni dominują. Jadąc do Lipawy, spodziewałem się, że język rosyjski może nie powszechnie, ale jednak jest używany w sferze publicznej: ludzie używają go w sklepach, w czasie spotkań w barach czy restauracjach. Jednak nic bardziej mylnego! Język rosyjski w mieście pozostaje swoistym tabu. W ciągu całego okresu, jaki spędziłem w Lipawie, chodząc po głównych arteriach miasta praktycznie nie zdarzało mi się go usłyszeć . 

Stało się to dla mnie zagadką do rozwiązania – dlaczego nie słychać języka rosyjskiego na ulicach skoro jest tu tyle rosyjskojęzycznych? Byłem świadomy sytuacji „polityczno – językowej” na Łotwie i niechęci Łotyszy do języka Puszkina. Jednak nurtowało mnie to dlaczego tak się dzieje? Dlaczego prawie całe miasto jest bilingualne (podobnie jak cały kraj), a jednak spory odsetek mieszkańców sprawia wrażenie, że nie zna tego języka. Zaczęło mnie to nurtować ponieważ w życiu „codziennym” moim językiem stał się właśnie rosyjski – nie znam łotewskiego, a język angielski w Lipawie nie jest tak powszechnie znany jak rosyjski. Tak więc bardzo często w miejscach publicznych czułem się „ruskim”, choć mój akcent nie jest wyśmienity, a słownictwo nie jest zbyt bogate. Specjalnie używam tego pejoratywnego określenia, ponieważ odczułem że cześć lipawian właśnie w ten sposób odnosi się do użytkowników tego języka. Tak więc jako „Rusek” robiłem zakupy wysyłałem listy i pytałem przechodniów o drogę. Powszechnym zjawiskiem było to, że na zadawane pytania po rosyjsku moi rozmówcy najczęściej odpowiadali mi po łotewsku, dopiero po krótkim – „Jestem z Polski – nie znam łotewskiego” zaczynali mówić w zrozumiałym dla mnie języku.

Karosta

U podstaw tej niechęci poza sprawami politycznymi leżeć może jeszcze jeden czynnik. Rosjanie w mieście od około 120-130 lat zasiedlają głownie jeden obszar, jest on oddzielony od reszty miasta kanałem portowym. Terytorium to zostało zbudowane na mocy decyzji Aleksandra III pod koniec XIX wieku. W czasach carskich, jak i sowieckich, było to miasteczko garnizonowe. Tutaj znajdował się wojenny port morski (od którego dzielnica wzięła nazwę – „Karosta” – łot. port wojenny), a także jedna z ważniejszych nad Bałtykiem rosyjskich twierdz morskich. W czasach ZSSR Karosta miała charakter zamkniętego „военного городка”. Dziś jest integralną częścią miasta, jednak sprawia wrażenie niezamieszkanej i nikomu nie potrzebnej. Przed rozpadem ZSSR zamieszkiwało to miejsce około 25 tys. osób. Dziś przechodząc się po ulicach tego „miasteczka” uderza nas pustka panująca na ulicach. Władze miasta próbują zagospodarować tą dzielnicę i przekształcić ją w obszar atrakcyjny turystycznie. Jednym z przykładów takich działań może być hostel – muzeum który powstał w dawnym więzieniu carskim – gdzie oprócz zwykłego noclegu w jednej z dawnych cel można stać się częścią spektaklu historycznego – za dodatkową opłatą i po podpisaniu zgody „lokator” staję się więźniem politycznym przez jedną noc. Poza tym ciekawym dla potencjalnego turysty jest uderzający chaos architektoniczny panujący w Karoście. Zwraca uwagę połączenie „elegancji” carskiej architektury z topornością i rozmachem radzieckiego militaryzmu. Ponadto nad całą dzielnicą góruje złota cerkiew w stylu „Imperial” (bizantyjsko – rosyjski), która nie pozwala się zgubić w lesie opuszczonych radzieckich „blokowców” – jednocześnie, delikatnie sugerując wszystkim ludziom wokół „kto pobudował to miejsce”.

Sowiecka favela

Jednak w tej beczcie miodu dla osób zainteresowanych miejscami o skomplikowanej historii jest łyżka dziegciu. Karosta w przestrzeni miejskiej odgrywa role postsowieckiego „slumsu/faveli”. Życie codzienne mieszkańców może przypominać obrazy z polskich filmów dokumentalnych takich jak „Arizona” czy „Czekając na sobotę”. Można zauważyć tutaj absurdy pogranicza miasta i wsi – w stricte miejskiej przestrzeni pojawiają się akcenty wiejskie takie jak zwierzęta hodowlane. Karosta w Lipawie spełnia role dzielnicy biedoty (znajdują się tam najtańsze mieszkania w całym mieście – już za 20 tys. złotych można tutaj kupić kwaterę w pogarnizonowym bloku). Obserwując życie mieszkańców można zauważyć też, że swój wolny czas, którego mają sporo, spędzają głownie „odpoczywając” w zieleni, która jest pięknie wkomponowana w zabudowania mieszkalne. Wieczorami mieszkańcy – w większości rosyjskojęzyczni – okupują ławki i spożywają alkohol. Mój pierwszy „samotny wieczór” w Karoście spędziłem podróżując na rowerze – i raczej unikałem dłuższych postojów – ponieważ odczuwałem wzrok młodych „aborygenów”, który wywoływał ciarki na plecach – w ich oczach widziałem niezdrowe zainteresowanie moją osobą (mój wygląd kompletnie nie pasował do „okolicy”). 

Natomiast mój pierwszy wypad do Karosty odbył się z łotewskim działaczem społecznym prowadzącym organizacje pożytku publicznego w Lipawie. Przekraczając most zwodzony rozgraniczający oba „światy” słuchałem historii tego miejsca opowiadanej przez mojego rozmówce (który był historykiem z wykształcenia). Pierwszym zdaniem na zadane przeze mnie pytanie „co tam jest” uzyskałem odpowiedź „Tam mieszkają ci ... Ruscy”. Pomijając nacjonalizm mojego rozmówcy, w jego głosie było słychać nie strach, który często jest przyczyną postaw nacjonalistycznych, a pogardę dla tamtego świata, który znajduje się za kanałem – nie do końca wiem, czy to uczycie kierował do świata rosyjskojęzycznych czy dla sowieckiego piętna tego miejsca. Inną osobą, która opowiadała mi o tej dzielnicy, była moja znajoma Łotyszka zamieszkującą jeden z bloków postgarnizonowych w Karoście. Pochodziła ona z mieszanej rodziny łotewsko-rosyjskiej.

Opowiadając o sobie, za wszelką cenę chciała się odciąć od swojego pochodzenia. Rozmawiała ze mną po angielsku, chociaż rosyjski znała z domu, i na pewno było jej łatwiej porozumieć się w tym języku, jednak przez cała rozmowę podkreślała swoją „łotewskość”, a także niechęć do rosyjskiej części rodziny. Innym przykładem może być kolejna poznana przez mnie Łotyszka: studiującą rusycystykę na Uniwersytecie w Lipawie. Jak się okazało, na wydziale filologicznym Uniwersytetu Lipawskiego jest to kierunek, na który idą wszyscy ci, którzy nie zostali przyjęci na inne specjalizacje w językach zachodnioeuropejskich. Z jej wypowiedzi wynikało, że rosyjski nie cieszy się prestiżem, a nawet nie jest powodem, by chwalić się jego znajomością. W całej tej niechęci ludzi młodych do jeżyka rosyjskiego, który znają lepiej lub gorzej, pozostawała jedna ciekawa sprawa. Rozmawiając z nimi o sytuacji społecznej regionu i perspektywach dla młodych (którzy i tak masowo uciekają na zachód Europy albo do Rygi), podkreślali jeden ważny czynnik. W Lipawie, jak i w całej Łotwie, młody człowiek nie dostanie „dobrej” pracy, nie wykazując płynnej znajomości rosyjskiego. Wszyscy moi rozmówcy opowiadali o tym z lekką dozą frustracji – „po co mamy znać rosyjski, skoro łotewski jest językiem urzędowym”. Tworzy się wiec wręcz absurdalna „schizofrenia społeczna” – „Nie chcemy znać rosyjskiego – bo to nie nasz język”, jednocześnie narzekamy, że „nie możemy znaleźć zadowalającej nas pracy, bo wymagana jest od nas znajomość tego języka”.

Niechęć do języka rosyjskiego w Lipawie – z mojej obserwacji – wynika nie tylko z ogólnopaństwowej tendencji. Jednak lokalny aspekt odgrywa tutaj także znacząca rolę. W czasie całego mojego pobytu udało mi się zauważyć, że ta niechęć do języka może być utożsamiana właśnie z Karostą. Ten kto mówi po rosyjsku, jest mieszkańcem tego opuszczonego i zaniedbanego świata, a ten kto mówi po łotewsku, jest częścią południowej części miasta – bogatszej i piękniejszej. Tej, w której mieszkańcy nie spędzają połowy dnia odurzeni alkoholem i mieszkają w poniemieckich kamienicach albo nadmorskich drewnianych „dworkach”, a co najwyżej w blokach z czasów sowieckich, ale jednak odnowionych. Nikt po prostu nie chce być utożsamiany z „postsowieckością”. Stosunek ten można porównać do mieszkańca małej wsi w Polsce, który przyjeżdżając na studia do miasta wojewódzkiego, często stara się ukryć swoje pochodzenie wiejskie. 

Stosunki społeczne w lipawskiej przestrzeni miejskiej odzwierciedlają w mikroskali sytuację polityczno – społeczną całej Łotwy – jednego państwa, w którym funkcjonują dwa oddzielne światy. Świat (często rosyjskojęzycznych) sierot po ZSSR i pełnoprawnych członków kultury zachodnioeuropejskiej.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (88)