Marcel Reich-Ranicki, dla Niemców jeden z największych autorytetów, zmarł w wieku 93 lat. W czwartek (26.9.) pogrzeb we Frankfurcie.

Poczucie wyjątkowości w stosunku do tej postaci było (i chyba będzie) w Niemczech powszechne. Pewien niemiecki wydawca za Jego życia powiedział: „Już teraz nosi aureolę świętego.“ Młody polski dziennikarz tłumaczył stosunek Niemców do Niego tym, że nawet w okupowanej Warszawie wciąż wierzył w . . . niemiecką literaturę i poezję, i spuentował to słowami, że czytał „Goethe w getcie“.
Dziś, pod wrażeniem żałoby po Nim, powiedziałbym jeszcze więcej: Dla współczesnych to on jest nowym Goethe, właśnie „Goethe z getta“, getta warszawskiego. Niewykluczone, że na szczycie Jego popularności ten dziwny pseudonim Reich-Ranicki mówił Niemcom więcej niż nazwisko tamtego pisarza, wieszcza, „olympijczyka“. Przecież widzieli Go wieczorem w telewizji!

W jeszcze inną strunę uderzyła pani kanclerz Merkel. Jej komunikat brzmiał, że straciliśmy „niezrównanego przyjaciela literatury, a również wolności i demokracji“. Prezydent Gauck chwalił go przede wszystkim za to, że po holokauście „miał wielkoduszność po okresie barbarzyństwa otworzyć Niemcom nowe drogi do ich własnej kultury“. Oto co – poza literaturą – określało stosunek Niemców do „papieża“: współczucie, poczucie winy i wdzięczność.

Był genialnym propagatorem literatury i krytyki. „Demokratyzował“ ją, uczynił ją bardziej atrakcyjną i przez to dostępną. Czyli – spłaszczył dyskurs o literaturze, mawiali krytycy wielkiego krytyka (np. Günter Grass). Trudno - tak to już jest z demokracją: nawet kucharka może zabrać głos. Udało mu się „zdemokratyzować“ sprawy literackie głownie dzięki medium, za którym tak naprawdę nie przepadał: telewizji. W publicznej stacji ZDF w latach 1988-2001 miał raz na miesiąc swój słynny „kwartet literacki“, który niekiedy miał milion widzów.

A zaczęła się jego przygoda z literaturą i krytyką . . . w Warszawie. Przynajmniej w tym sensie, że tu wyrósł z roli czytelnika i zaczął pisać. Po dzieciństwie we Włocławku (rocznik kolumbów - 1920), po emigracji tej żydowskiej rodziny do dobrze usytuowanych krewnych w Berlinie (rok wielkiego kryzysu - 1929), po skończeniu dobrego berlińskiego gimnazjum – padł ofiarą deportacji tysięcy polskich Żydów pod koniec 1938 r. z powrotem do Polski. Rok spędzony tu przed wybuchem wojny Reich-Ranicki w swojej autobiografii („Moje Życie“) wspomina jako smutny, przygnębiający.

Trudne do sprawdzenia informacje głoszą, że już wtedy dorabiał sobie pisząc romansidła. W powstającym getcie zatrudnia się w Radzie Żydowskiej jako tłumacz (później nawet szef małego biura tłumaczy Rady). Równocześnie pisuje do licencjonowanej przez władze niemieckie „Gazety Żydowskiej“: publikuje recenzje koncertów. Jak na 21-latka pisze ostro, apodyktycznie, stawia wymagania.

Wróci do pracy krytyka dopiero po kilku brutalnych zakrętach losu: w PRL-u. Po wyrzuceniu go ze struktur władzy ludowej, o czym jeszcze będzie mowa, w 1950 roku wykonuje skok na głęboką wodę i – podejmuje się roli eksperta i krytyka od literatury niemieckiej. Publikuje w niezliczonej ilości tytułów, w „Życiu Warszawy“ i (od kwietnia 1956 r.) „Trybunie Ludu“ włącznie. Poznaje pisarzy – Tuwima, Tyrmanda, wielu innych.

Ciągnie tematykę literatury polskiej jeszcze parę lat po (nielegalnym) wyjeździe rodziny na Zachód, do RFN, w 1958 roku. Ale równocześnie rozwija skrzydła jako znawca i krytyk literatury niemieckiej. Trafia do „Grupy 47“ (rok założenia 1947), głównego inkubatora niemieckich pisarzy, gdzie swoim ciętym językiem zwraca na siebie uwagę. Już po kilku latach redaguje poważne antologie nowej literatury niemieckiej. Robi karierę: najpierw pisuje do „Die Welt“, potem do „Die Zeit“, od 1973 r. jest szefem działu literackiego „F.A.Z.“ A jeszcze później telewizja.

O jego sympatiach literackich i antypatiach dowiedziałem się błyskawicznie, kiedy się pierwszy raz z nim zetknąłem: miałem pośredniczyć, kiedy po śmierci Ernsta Jüngera dzwoniła koleżanka z Polska, Ania Rubinowicz z „Gazety Wyborczej“, z prośbą o komentarz. Przedstawiłem MRR prośbę i usłyszałem: „Moj literacki świat to Thomas Mann, Franz Kafka i Bertolt Brecht. Na temat Jüngera nie mam nic do powiedzenia.“ I z hukiem odłożył słuchawkę.

Miał swoje sympatie i antypatie, niewątpliwie. Był czujnym obserwatorem i wielbicielem poezji niemieckiej, ale nie lubił Hölderlina. Niektórych Amerykanów lubił, Philippa Rotha uporczywie proponował na nagrodę Nobla. Josepha Rotha chwalił, Petera Handkego ganił. Z Hessem miał jakiś problem: ten nowoczesny romantyk „jest dla dzisiejszej młodzieży zbyt niemiecki”, napisał w latach 70. Podobno – tak twierdzi dobry znawca pisarza – Reich-Ranicki tępił Hessego przez całe dziesięciolecia.

Ale nie zawsze było tak, że przekreślał autora i już do niego nie wracał. W stosunku do kolejnych dzieł Grassa i Martina Walsera miał stosunek dość zróżnicowany. Do momentu, kiedy Walser napisał „Śmierć Krytyka”, powieść, w której współczesny, wpływowy krytyk pochodzenia żydowskiego zostaje zamordowany. Rozgorzała debata: Czy tak wolno pisać? Czy to nie antysemityzm?

A co z tą Polską? Kilkanaście tekstów o polskiej literaturze MRR zebrał w tomie „Najpierw żyć, potem igrać”. Widać tam jednak wyraźnie, że jego zainteresowanie (i wiedza) od lat 70. słabły. Z późniejszych autorów cenił Andrzeja Szczypiorskiego i Hannę Krall. Stasiuka, Tokarczuk, Tulli już nie.

Miał jednak jeszcze drugie życie, równoległe do tamtego, literackiego, które w pewnym sensie było jego schronem. Chodzi o Jego uwikłanie w dwa totalitarne reżimy ubiegłego stulecia. To też jest Jego życie. Przeżycia, o których mowa, zostawiły na Nim straszne piętno, i trudno się dziwić, że ciągle próbował od nich uciec. Pewnie dlatego po 1958 r. już nigdy nie przyjechał do Polski. (Jego urocza żona Teofila, zmarła dwa lata temu, Żydówka z Łodzi, bardziej tęskniła za Polską, ale przyjazdu też się nie podjęła. Syn Andrew Ranicki zaś, rocznik 1948, potwierdził niedawno, że też od dzieciństwa nigdy nie gościł nad Wisłą. A mówi świetnie po polsku.)

Tu nie jest miejsce na rozwikłanie sporów i niejasności w sprawie przeszłości Reicha-Ranickiego. Ma ona dwa rozdziały: Pierwszy to szybka kariera młodego Reicha w warszawskim Judenracie. Był we „władzach” getta. A jednak odprowadził – musiał odprowadzić – swoich rodziców do Umschlagplatzu. Kto jest w stanie tu dalej funkcjonować? Może właśnie Reicha dotyczy to, co przewodniczący Judenratu, Adam Czerniaków, powiedział o swoich współpracownikach do lekarza Ludwika Hirszfelda: „Ludzie światli w tym nieszczęściu załamali się, tylko ludzie o nerwach stalowych zachowali prężność. Tylko ci byli w stanie wykonywać funkcje kierownicze, a ci twardzi zwykle nie posiadają czułego sumienia.”

Potem życie w kilku warszawskich kryjówkach (u rodzin Klebaniaków i . . . . . , o których do tej pory NIC nie wiadomo, stąd prośba o kontakt z autorem, gdyby ktokolwiek coś wiedział…). W końcu Reichowie lądują u dobrze znanego już teraz w Niemczech zecera Bolka Gawina i jego rodziny. Gocławek, osada Ojców 11 (niestety, stary dom właśnie został zburzony). Gawinowie dziś są „Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata”.

Od końca 1944 do końca 1949 roku trwa drugi rozdział: Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Znowu Reich jest „we władzach”. Jest wysyłany do Katowic, potem (1946) do Berlina, w końcu (1948-49) do Londynu, gdzie oficjalnie jest szefem Konsulatu Generalnego tej nowej, „ludowej” Polski. Że poza tym był rezydentem wywiadu, że organizował inwigilację Polaków, w końcu potwierdził. Że w Berlinie jeszcze sam pisał donosy na kolegów – tu odmówił komentarza.

W końcu wyrzucono go ze wszystkich struktur związanych z władzą. Wkrótce sam był na celowniku. Kiedy udało mu się wyjechać do RFN, SB zmobilizowało Jego warszawskiego przyjaciela, żeby będąc w Niemczech przyjrzał się Jemu z bliska – i przy okazji innym pisarzom w „grupie 47”. Proszony o tę usługę – wywiązał się. Powstały piękne językowo raporty.

Takie czasy. Młode pokolenie dziś mówi: „Takich czasów nie widzieliśmy.“ I już nigdy nie zobaczymy? Życiorys Marcelego Reicha-Ranickiego jest okazją, żeby sobie o nich przypomnieć. I – nie tylko na marginesie – o wielu dobrych książkach.


Gerhard Gnauck, historyk, jest korespondentem gazety „Die Welt” w Warszawie. Jest autorem biografii „Marcel Reich-Ranicki. Polskie lata”, która wyszła w 2009 roku w Niemczech (wydawnictwo Klett-Cotta) i w Polsce (wydawnictwo W.A.B.).

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (2)