Ostatnio takim bodźcem dla mojej fantazji stała się wiadomość o długu publicznym Wilna. Ponad MILIARD i to, Szanowny Czytelniku, nie żarty. To liczba z dziewięcioma zerami. Jakby tam nie było średnio po 1800 litów na wilnianina. Ale o wszystkim po kolei.

Bajka dziesiąta. O miłości i budżecie

Podejrzewam, że ludziom o czułych nerwach i bogatej fantazji już teraz przed oczami stoi obrazek: godzina późnowieczorna, dzwonek do drzwi, za drzwiami stoi wątpliwej wartości gentleman, ubrany w nowy jaskrawy dres „Adidas” i „wyjeżdża” z tekstem. „Tu. Eta. Meras nam skoloj po 2 sztuki z baszki. Tak wot, ja priszol”.

Przynajmniej ja takie mam wrażenie po mojej krótkiej próbie poszukiwania na przestworzach internetu konkretnej informacji o tym komu, ile i za co my, porządni wilnianie, jesteśmy dłużni.

Jednak w rzeczywistości wszystko jest trochę prostsze i bardziej cywilizowane. Mechanizm wpadania w dług w samorządzie jest bardzo podobny do tego z naszego życia powszedniego. Tzn. idziesz do banku i, na przykład, zakładasz tam konto. Jednym z pierwszych pytań zdolnego bankowca jest: „Czy życzy Pan sobie kartę kredytową?”. I, jeżeli się na to zgadzasz, on, wiedząc o twoich przychodach i wydatkach, ustala ci limit kredytowy, który okresowo (w większej lub mniejszej części) powinieneś spłacać.

Tak samo jest z Wilnem. Limit mamy 35 % przychodów rocznych. Minus to co już mamy w minusie. Czyli w tym roku samorząd może „pobalować” za jakieś 150-200 mln litów.

Dalej wolna amerykanka czyli „bej posudu, ja płaczu”.

Chcesz – zakładaj firmę taksówek „Vilnius veža“, gdzie wszystko jest luksusowo. Kierowcy spik inglisz bejzikli gud, wyglądają schludnie i kosztują najdrożej w mieście.

Chcesz – planuj sobie flotę lotniczą „Air Lithuanica”, bo wszyscy inni przewoźnicy lotniczy od WizzAir do Lufthansy (z ogromnym trudem „sprowadzeni” przez Ministerstwo Transportu z powrotem do Wilna po upadku litewskiego przewoźnika FlyLAL) z niecierpliwością czekają na nowe litewskie „cudo”.

Chcesz – „rozmrażaj” projekt Stadionu Narodowego, wpakuj tam kolejne 150 mln litów i znów „zamroź”.

Słowem, wszystko dla dobra wilnian, ich dzieci i wnuków. Najważniejsze zaś, żeby w następnych wyborach samorządowych powiodło się nie gorzej niż w poprzednich. Nie tylko tajemniczemu „Mr. 15 %”. Naszym, w jedności silnym, DJ’om również.

Proszę także nie zapomnieć, że „karta kredytowa” Wilna, to częściowo, Szanowny Czytelniku, i twoja karta. Aczkolwiek bez prawa korzystania z niej podczas zakupów.

Abyś się pozbył, Czytelniku, ostatnich złudzeń co do dobroci naszych samorządowców przypomnę: to bal za nasz koszt (42 proc. budżetu to nasz podatek od osób fizycznych, a prawie cała reszta – dotacja państwowa, która też w zasadzie jest z naszych podatków). No i oczywiście, zwrot kosztów za poprzedni bal z odsetkami, również naszym sumptem.

Pokrótce przeglądając planowany budżet na 2013 r. osobiście „bardzo” mi się spodobała część wydatków na utrzymanie administracji – 150 mln. Czyli 15 procent od ogółu. Możliwe że ten paragraf jeszcze bardziej wzrośnie, jeśli tendencja przyznawania 60-procentowych dodatków w chwili zatrudnienia zatrudniania w owej instytucji stanie się tendencja powszechną.

Kiedyś amerykański pisarz O. Henry wygrał zakład o napisanie najkrótszego opowiadania z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Brzmiało tak: „Kierowca zapalił papierosa i pochylił się nad zbiornikiem, aby sprawdzić, ile zostało paliwa. Nieboszczyk był w wieku dwudziestu trzech lat”.

Z całego serca życzę Wilnu alegorycznie: Sto lat! I nie pal!

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (35)