To ich wina

Politykę otwarcia się na Białoruś spałowała więc milicja po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach prezydenckich. Stosunki z Litwą uznawane dziś za najgorsze od 20 lat to proste przełożenie gnębienia polskich obywateli w tym kraju. A chłodne relacje z Janukowyczem wynikają z temperatury jego koloru politycznego (niebieski).

Oczywiście minister może mieć rację i wyższa siła uparła się na Rzeczpospolitą porażając jej poczynania na każdym z możliwych frontów. Ponieważ jest profesjonalistą zapewne zwołał swoich podsekretarzy stanu na naradę i obmyślił strategię, która pozwoli nam wyjść z tego dołka. Konieczność wyjścia na prostą nie budzi jak mniemam niczyjej wątpliwości, skoro sam pan minister wedle Wikileaks obawiał się po wojnie w Gruzji rychłej interwencji rosyjskiej na Ukrainie.

„Doktryna Piłata”

Tak oto, w zaciszu gabinetów na Szucha zrodziła się nowa doktryna. Skoro „panna nieurodziwa”, skoro i Unia, na którą scedowaliśmy politykę wschodnią w kryzysie, skoro moce niebieskie przeciw nam- naśladujmy Piłata.

Od pewnego czasu Sikorski co rusz zaznacza, że Polska pomoże, jeśli Ukraina będzie chciała. Całkiem niedawno mantrę tą przypisano także Mołdowie, a już ledwo kilka dni temu ustami Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz także Białorusi. Stwierdza ona: „sytuacja na Białorusi zależy przede wszystkim od białoruskiego społeczeństwa, organizacji pozarządowych, opozycji, no i wreszcie od samej władzy.”

Tak więc, gdyby któryś z czytelników nie rozpoznał w nowej doktrynie MSZ stosowanej wobec naszych wschodnich sąsiadów gestu umywania rąk, proponuję wsłuchać się raz jeszcze w słowa nowej podsekretarz stanu odpowiedzialnej za wschód:

„Polska dyplomacja ma plan działania, ale przede wszystkim nadszedł najwyższy czas, abyśmy w Polsce, ale i w Brukseli, przestali myśleli o radykalnych zmianach na Białorusi wprowadzanych z zewnątrz.”